Jazz i Wino – Leżakowanie wina

Wiem, że kupujemy wina jak leci, ale aby było dobre ile min. musi leżakować???

Czy po roku można mówić o dobrym winie?? bo jak to mówią im starsze tym lepsze;-)

 

Jazz i wino to niezłe połączenie. Przyznaję, bez przymusu i lizusostwa, że to moje ulubione połączenie, niemal idealne. Żeby było idealne potrzebne mi są jeszcze dwa elementy: dobra kolacja oraz towarzystwo mojej Myshy i KoCórki (teraz to już jest lizusostwo, hi, hi).

Ale Jazz!

No dobra, pozwoliłem sobie na chwilę prywaty, a teraz do roboty. Pytanie jest tak ‘szerokie’, że łamy tego bloga nie są w stanie go ogarnąć w całości. Ale, może to i dobrze. Pomyślałem sobie, że rozbijemy go na dwie części żeby się lepiej przyswajało. Zresztą, ostatnio zafundowałem Wam tasiemca i przestaliście czytać. Dreamu mnie oświeciła, że nie mogę pisać ‘książek’ na blogu bo się zniechęcicie i przestaniecie pisać komentarze oraz nas odwiedzać. A ja potrzebuję Waszych komentarzy bo z tego rodzą się kolejne pomysły i tematy do dyskusji.

Zobaczmy jak jest z tym kupowaniem wina na zasadzie „jak leci”. Gdyby rzucić takie pytanie szerokiej rzeszy czytelników, mogłoby się to okazać przysłowiowym „wsadzeniem kija w mrowisko”. Zaraz rozgorzałaby dyskusja i znalazłoby się wielu obrażonych lub dotkniętych, którzy wiedzą jak to robić „właściwie i poprawnie”. A tak naprawdę, to faktycznie, poruszamy się po tym polu trochę po omacku bo brakuje nam jeszcze pewnej struktury wiedzy o winie. Celowo podkreślam to słowo bo, moim zdaniem, najwięcej brakuje nam właśnie tego. Samej wiedzy nie, bo tej jest u nas wiele chociaż jest ona bardzo chaotyczna i niepoukładana. Częstokroć powielona od niewłaściwego momentu, zasłyszana w hurtowni przy zakupie wina lub, wyssana podczas imprezy. A jeszcze gorsze jest to, że wiele sklepów specjalizujących się w sprzedaży wina dba jedynie o pełne półki sklepowe, a pomija pustki na półkach w głowach swojego personelu sprzedającego.  Paradoks tej sytuacji polega na tym, że, wielokrotnie, sami właściciele takich sklepów uważają temat wina za tak rozległy i skomplikowany dla samych siebie, że dochodzą do wniosku, iż lepiej polegać na poziomie wiedzy samych kupujących. Jest wtedy nadzieja, że biznes i tak się będzie kręcił (bo wino jest przecież coraz bardziej „trendy”), a nie trzeba będzie inwestować w szkolenie personelu! Szkoda, że nie zdają sobie sprawy z faktu jak niewiele ich dzieli od tego, żeby zwielokrotnić swoje zyski, jedynie poprzez wprowadzenie do swoich sklepów pewnej struktury elementarnej wiedzy o winie. Nazwałbym nawet to całe zjawisko brakiem szacunku do potencjalnych kupujących, od których „wyciąga” się pieniądze za „niekompletny” towar. Wielu z nas bowiem, wciąż, uważa wino za towar bardziej „elitarny” od innych i chętnie dowiedziałoby się więcej na jego temat, przy okazji zakupu.

Ile wino musi leżakować, minimum, aby było dobre? To bardzo złożone pytanie, które można by porównać do takiego pytania: Ile czasu trzeba leżeć na słońcu, żeby się dobrze opalić? W obu przypadkach można udzielić tej samej odpowiedzi: zależy od jednostki. O ile, trudniej jest przeanalizować setki lub tysiące osób aby znaleźć ‘złoty środek’, o tyle łatwiej jest się zapoznać z charakterystyką tzw.: „Wielkiej 6”, szczepów winnych, aby wiedzieć czego spodziewać się po tym lub tamtym winie. Owa struktura to klucz do pewności siebie, która potem umożliwi odpowiadanie, sobie samemu, na coraz to trudniejsze pytania związane z winem.

Czy po roku można mówić o dobrym winie? Bo jak to mówią czym starsze tym lepsze.

Absolutnie tak, wino to radość, a radość to młodość. Nie czekajmy do czasu, aż osiągnie ono wiek słuszny i cieszmy się teraz młodym winem. Pisałem już o tym w poprzedniej notce, przy temacie napowietrzania, że w codziennym życiu przeciętnego miłośnika i ‘spożywacza’ wina te najstarsze roczniki będą stanowiły minimalny margines.

Kupując wino w sklepach często przysłuchuję się szeptanym komentarzom różnych ludzi, którzy polecają sobie wina w oparciu o dziwnie lub mądrze brzmiące słowa umieszczone na etykietach butelek. Według nich, świadczą one bowiem albo o jakości albo o wieku wina.  Utwierdzam się wtedy w przekonaniu, że jak powiedziałem wcześniej, wiedza o winie jest chaotyczna i niepoukładana, zasłyszana często od osoby, która „ponoć” zna się na rzeczy…

c.d.n.

5 myśli na temat “Jazz i Wino – Leżakowanie wina”

  1. Dobry wieczór. Tak sobie popatrzyłem i poczytałem jeszcze raz od początku i naszła mnie taka myśl że niezła jazda wyszła, ale może to dlatego że odpowiedzi czyli posty [czytaj wykłady] są odpowiedziami na konkretnie zadane pytania. Ale już mówię o co chodzi, najpierw udało nam się nalać wina do kieliszków i nikogo nie obrazić, później zabraliśmy się za dekantację i napowietrzanie jakby jeszcze było co, a teraz będziemy leżakowali to wypite już wino aby je uszlachetnić i odróżnić od Beaujolais Nouveau. Nie wiem czy tak się da ;o) ? A co Nasz Ulubiony Sommelier o tym sądzi ? Może by tak ułożyć tą naszą jeszcze marną wiedzę, było chyba o tym w pierwszym poście. A jazz jak najbardziej piękny jest :o) .

    1. Witaj Wiwaldi,
      dzięki, że konsekwentnie śledzisz nasze poczynania. Wiem od Dream’u że jesteś konkretnym facetem i nie dziwię się, że reagujesz na „wachania” zapowiedzianego, przeze mnie, porządku:)))
      Wbrew pozorom on jest i to się później samo wyprostuje, zobaczysz. Piękne jest to, że istnieje reakcja i padają przykłady z życia (patrz Akular). Potrzebyjemy bowiem wyzbyć się pewnych stereotypów myślenia o winie i wtedy już pewniej popędzimy w dobrym kierunku. Sam wspomniałeś o święcie młodego wina Beaujolais Nouveau. Pewnie wiesz, że takich festiwali, na świecie, jest tysiące. W każdej szanującej się ‚wine village’ jest tak jak w tej Akularowej, tyle że się nie reklamują, mówiąc oględnie-)))
      Bardziej serio, to wino dzieli się generalnie na dwa typy w świecie. Komercyjne i niekomercyjne. Te pierwsze robią winnice (commercial wineries)obecne na rynku, czy to krajowym czy zagranicznym, albo i tu i tu. Te drugie robią niewielkie winnice (boutique wineries), które albo nie mogą się „wepchać” na rynek albo nie mają takiej ambicji żeby tam być. Często jednak, wyrabiają wina nie gorsze niż te komercyjne i nie rzadko, o wiele lepsze, które są dostępne jedynie nielicznej garstce stałych klientów, członków klubu winnicy czy tez konkretnej restauracji!
      A ja to w ogóle jestem pacyfistą i nie lubię zadawać bólu sobie i innym. Poco więc mam czekać spragniony, aż wyleżakuje sie moje wino jak ja mogę się napić właśnie teraz, młodego wina… póki sam jeszczem młody-))))))))))))
      A jak do tego jeszcze jazz dołożyć? Hm, bajka, zgadzam się z Tobą 😉
      Pozdrawiam

      1. Witaj. Konsekwentnie bo interesujące są te wykłady o winie. To było tylko pytanie które nasunęła techniczna część mojej natury, niektórzy mówią na to szczególarz ;o) . Ale jeśli się to później poukłada to oczywiście zaczekam. I masz oczywiście rację rację, po co? Po co sobie odmawiać przyjemności, przecież nikt z nas nie jest ascetą z zamiłowania, zatem napijmy się i smakujmy tego co lubimy, tego na co mamy aktualnie ochotę :o) a nie tego o czym mówią że powinniśmy i gaśmy pragnienie tym co nam sprawia największą przyjemność ;o) . Zastanawiam się tylko czy ta zasada dotycząca młodego wina ma też zastosowanie do Kobiet ;o) ? Ale to chyba niekoniecznie do Sommeliera jest pytanie ;o) . Zaraz mnie tu zlinczują chyba ;o) . Zmykam zatem mówiąc dobranoc :o) .

  2. Witaj Akular’u:-)
    Sorki, że kazałem dłużej czekać na odpowiedź ale obraziłem sie na komputer i musiały mi nerwy przejść. Bo w ogóle, to odpowiedziałem na tfuj post dwa dni temu ale mi moje refleksje były wsiąkły do niebytu komputerowego.
    Bardzo Cię proszę, nie martw sie absolutnie opiniami tzw.: fachowców i podążaj konsekwentnie za swoim smakiem. To co napisałaś to kolejny dowód na moją tezę o chaotyczności wiedzy na temat wina. Chętnie sam zapytałbym tych specjalistów ile czasu ich wiedza leżakowała i jak bardzo zeszlachetniała, zanim zaczęli wypowiadać swoje opinie:-))) A więc, spoko, nie jesteś osobą, która się nie zna. Wręcz odwrotnie, masz już wypracowany pewien styl wina, które Ci odpowiada, a to już duży krok w kolejnym kierunku. A propos niecierpliwości produkującego. Myślę, że takowa nie istnieje. A właściwie, bardziej mam nadzieję. Wino to coś wyjątkowego i żywego, a jego powstawanie to długi i żmudny proces oraz oczekiwanie. Może porównanie nie będzie tu zgrabne lub właściwe, ale to jest tak trochę jak z oczekiwaniem na dziecko. Czy dobrą i świadomą matkę stać na jakiekolwiek zaniedbania? Wierzę zatem, że każde wino jest świadomym wytworem wykonanym w jak najlepszej wierze i ze wszystkimi umiejętnościami produkującego, z powierzonego materiału przez matkę naturę-)))
    Akular’u, spotykasz się z młodym winem na codzień, bo w sprzedaży, w zwykłych sklepach, masz tylko młode wina, czyli od 2 do 5 lat.
    Pozdrawiam i miłego spożywania)))

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *